Mamochistka.pl

Nową odsłonę bloga możecie zobaczyć na stronie http://mamochistka.pl

Zapraszam do komentowania moich wpisów, nic tak nie motywuje do pisania bez ogródek ;)

Gdzie kucharka jedna...

Najwyższa pora coś naskrobać. Nie o to chodzi, że nie pisałam, bo mi się nie chciało. Bardziej dlatego, że jak już zamierzałam wziąć się za pisanie, to ciało odmawiało posłuszeństwa i padałam jak kawka. Podobno "happy hours" dla matki to ten czas pomiędzy zaśnięciem dzieci, a jej własnym. No więc dziewczyny ostatnio nie zrobiły mi promocji i kładą się dzień w dzień koło 23. A wtedy to ja padam jak zabita. Ale, ale. Rzuciłyśmy pana smoka! Zwaliłam wszystko na orkana Ksawerego. Wywiał gumowego zatykacza z domu. Starsza łyknęła tę ściemę jak młody pelikan. Tak, więc wiatrzysko na coś się przydało. Z nowości u nas to jeszcze Młodsza raczkuje. Czyli trzeba zacząć częściej odkurzać. Można też czekać aż sama wyfroteruje podłogę. Gorzej jak zacznie eksplorować przestrzeń naziemną językiem.
To tak tytułem wstępu, przejdźmy do konkretów. Rutyna dnia codziennego wdarła się do mojej kuchni. Lubię gotować i robię to z przyjemnością... wtedy gdy mam czas i nic mnie do tego nie zmusza. Jak mnie jedna ciągnie za nogę, a druga mendzi z bujaka, to nawet wszystkie Okrasy, Makłowicze i inne Masterchefy woleliby wtranżalać suchy chleb niż pichcić w takich warunkach. No dobra, zaraz będzie, że przesadzam. Powiedzmy, że Młoda śpi a Starsza ogląda baję. Ja mam pełną lodówkę i ochotę na gotowanie. Wszystko super, tylko... ostatnio coś brakuje mi już weny i pomysłów. I tak raz w tygodniu jest u mnie pomidorówka, bo to nasza ulubiona zupa. Ale nie samą pomidorową człowiek żyje. Niby jest tych możliwości co nie miara, a codziennie mam ten sam problem, co zrobić dziś na obiad? Jakież życie było cudowne, kiedy to przychodziło się na gotowe, talerz pod nos podstawiony przez mamę, obiad cieplutki się jadło... Pomyśleć, że jeszcze wybrzydzałam. A teraz, weź tu człowieku gotuj coś na prędce,  z tego co jest w domu, bo nie ma czasu do sklepu wyskoczyć, i najlepiej uwiń się z tym nim potwory przypomną sobie o Twoim istnieniu, i jeszcze, kurwa mać, bądź kreatywnym, żeby nudy na talerzu nie było. A jak jakimś cudem Ci się uda,  to i tak na koniec okaże się, że Starsza ma dzień na "nie", więc do otworu gębowego nic jej nie wsadzisz, Młodsza może i chętnie, ale jeszcze z rok musi poczekać, Tatochista nie ma czasu, więc może zje jutro, a ja jem, znaczy łykam zimne, bo wiadomo, że matki ciepłego zjeść szans nie mają... I co się dziwić, że nie chce mi się dumać nad jedzeniem? A może Wy, drogie mamy, macie jakieś sprawdzone stronki z przepisami? Najlepiej szybkimi, łatwymi, gdzie wszystko wszystkim można zastąpić. A może nie ma co wymyślać, tylko na okrągło jeść to co sprawdzone i lubiane? Jeśli tak, to od dziś u Mamochistki królują makarony, steki wołowe i pomidorówka.




Tata!

Znajoma, która czytuje mojego bloga prosiła żebym napisała coś o facetach. Najlepiej oczywiście o ich nieróbstwie, nieobecności i tym wszystkim, co nas kobiety, doprowadza do szału. No niby mogłabym troszkę popsioczyć na Tatochistę, w końcu wpienia mnie czasem jak nikt inny, ale z drugiej strony naprawdę daje z siebie dużo, pomaga jak umie i niejednokrotnie jest tak, że to ja się bardziej lenię niż on. No ale wiadomo, ja mam prawo, w końcu jak on ma dzień wolny, to ja się czuję jakby to był mój dzień wolny. Więc odpoczywam i wydaję polecenia. Które niestety, nie zawsze są zrozumiane lub wykonane. Ale jak już mówiłam narzekać na Tatochistę nie zamierzam. Co prawda, pojęcie o sprzątaniu to On ma żadne. On twierdzi, że coś jest czyste, a ja wiem, że można zrobić to lepiej. Bo przecież odkurzyć trzeba też na przykład pod dywanem, nieprawdaż? No, ale się już nie czepiam. Albo jedzenie... Też mi się czasem nie chce gotować (Chwała Bogu, ktoś wymyślił zamrażarki!), no ale jeśli jedzenie wymaga tylko podgrzania to przecież chyba można dać Starszej tę cholerną zupę, a nie tylko karmić jogurtem, bo nie mówiła, że jest głodna! Ale tak poza tym, to naprawdę nie narzekam. Tylko czasem jak siedzę w wannie i słyszę: "Córciu, nie chodź siostrze po głowie", to trochę mam obawy czy aby na pewno dobrze robię, że zostawiam je z ojcem. Równie dobrze mogłyby zostawać same w domu. Zwłaszcza, że się Tatochiście zdarza zapomnieć o przewijaniu. On chyba wyznaje zasadę, że zmienia się pieluchę wtedy kiedy sam już nie może znieść smrodu. Ale przecież, absolutnie, nie narzekam. No i zabawy. Zabawy z Tatą to zawsze skok ciśnienia i sranie ze strachu. Moje rzecz jasna. Bo dziewczyny uwielbiają te wszystkie podrzuty, podskoki, obroty... Młodsza oczywiście ma wersję light. A ja dostaję ciarek jak na to patrzę. Dlatego już wolę nie patrzeć. Teraz króluje nowy podrzut. Nazwali go "Młot Thora". Starsza szarpie ojca za nogę, krzycząc "Jeście Toja, jeście Toja!". A znerwicowanej matce flaki się przewracają. Ale przecież nie będę narzekać... A tak całkiem poważnie, to wiem, że Tatochista kocha je nad życie i skoczyłby za nimi w ogień. Nie jest idealny, ale tak szczerze powiedziawszy, to sądzę, że jest lepszym ojcem niż ja matką. Bo mimo swoich przywar, mimo tego, że jest zapominalski, czasem najpierw robi, a potem myśli, nie pojmuje niektórych rzeczy dotyczących dzieci, to ma dużo więcej cierpliwości niż ja. A do tego jest naprawdę wyrozumiały znosząc moją permanentną frustrację. Ba! On koi moje nerwy. A przynajmniej próbuje. Poza tym wytrzymuje z trzema babami w domu. Trzema głośnymi babami. To chyba jest już jakiś wyczyn, co nie?


Pożegnanie smoka

Nadszedł najwyższy czas na pozbycie się gumowego uspokajacza, czyli smoczka. Tylko jak oznajmić to Starszej? Dla mnie to odpowiedni moment, w końcu ma już dwa lata, ale szczerze się obawiam, że moja córka ma odmienne zdanie na ten temat. I niestety dysponuje niepodważalnymi argumentami w postaci krzyku i płaczu. Już na samą myśl o próbie pozbycia się "moka" dostaję ciarek, suchości w gardle i zaczyna drgać mi powieka. Ale skoro odzwyczaiłam ją od cycka to i chyba od smoka dam radę. Co prawda moje mleko przestała wcinać koło roku, kiedy jej buzia wydawała znacznie cichsze dźwięki. Ale teraz z kolei jest bardziej kumata i powinnam jej to jakoś wytłumaczyć. Słyszałam o sposobie wywieszenia smoka na drzewie, że niby młodsze dziecko sobie weźmie, bo ona już duża. Wyobraziłam sobie właśnie jakby wyglądało drzewko, na którym wisiałyby wszystkie smoki w jej karierze- niejedna choinka pozazdrościłaby ilości ozdób. Zresztą kitu z młodszym dzieckiem jej nie wcisnę, bo mi powie żebym Młodszej dała. Zresztą nieraz sama ją częstuje. A Młoda ma wtedy minę jakby gówno żuła. Mówię Wam, uroczy widok. Mogę też niby pochować wszystkie smoki. Pochować czy może wyrzucić? Chyba jednak schować, bo zapitalać do sklepu po smoczka o godzinie 21 w razie gdyby to rozstanie mnie przerosło, jakoś mi się nie uśmiecha. A może poucinać końcówki? Tak odzwyczajona zostałam ja przez moją mamę w wieku 2,5 lat. Podobno też byłam oporna na próby pozbycia się smoka . Nie wiem jeszcze, którego sposobu użyję, ale obawiam się, że Starsza ukaże mnie okrutnie za pozbawienie jej uspokajacza. Ciąży mi ten temat strasznie i co gorsze, wiem, że musimy się z tym jakoś uporać. Starsza ze stratą smoczka, a ja z okiełznaniem dziecka bez zatykacza. Z nerwów chyba sama zacznę go ssać. A tak na poważnie, jeśli macie dobry i sprawdzony sposób to bardzo proszę podzielcie się. I powiedzcie, że to łatwizna.


A teraz wielka prośba. Znajoma pisze magisterkę i prosi o wypełnienie ankiety. Zajmie Wam to minutkę, czy dwie. Z góry dzięki za pomoc. Niech Wam Bozia w dzieciach wynagrodzi! 

http://moje-ankiety.pl/respond-55103/sec-3z4hudrr.html

Konsekwencja i cierpliwość

Istnieją dwie cechy, które podobno ułatwiają macierzyństwo i pozwalają dobrze wychować dziecko. Konsekwencja i cierpliwość. O ile wierzę w to, że na brak cierpliwości cierpi większość matek, to o konsekwentnych mamach słyszałam nie tylko legendy. One naprawdę żyją! Jak nie trudno się domyślić ja do nich zdecydowanie nie należę. Cierpliwością niestety Bozia też mnie nie obdarzyła. Ale, że i konsekwencji nie mogła mi trochę kopsnąć? To jak ja mam te bachorki wychowywać? Bez atrybutów idealnej mamy? Dla zobrazowania - u nas w skrócie wygląda to następująco:
-Córciu, nie można już więcej cukierków.
Starsza prosi nieubłaganie, robiąc oczy srającej sarny.
-Córeczko, powiedziałam nie.
Starsza wciąż wybałusza gały i powtarza jak zdarta płyta, że chce cukierka.
- Mama mówi, że nie wolno! 
Zaczynam podnosić głos- tracę rzekomą cierpliwość. Starsza też podnosi. Ale wrzask. Po minucie darcia, gdy cierpnie mi skóra i nóż otwiera w kieszeni ulegam.
-Dobra, dobra, masz ostatniego!
Starsza z zadowoleniem pałaszuje zdobycz. A ja zrezygnowana, niecierpliwa i niekonsekwentna też sięgam po jednego, coby nerwy swoje ukoić. Za moje zachowanie kiepskiej matki superniania posadziłaby mnie pewnie na karnym jeżu. Ale, ale. Są plusy takich sytuacji. Może i nie jestem konsekwentna, ale... Starsza owszem! Umie skubana dążyć do celu, przy okazji niszcząc psychikę swojej słabej matki. Wygląda na to, że obie cechy mocno wiążą się ze sobą. W takim razie co ja mam zrobić, żeby je u siebie odnaleźć? Nie mówię, że od razu jakieś tam pokłady całe, proszę tylko o trochę silniejszy charakter. Może wypróbuję sposób Starszej. Gdy szuka zagubionej zabawki to ją woła licząc, że przyjdzie. Tak więc, konsekwencjo przybywaj i zabierz, ze sobą trochę cierpliwości! Tylko błagam, musicie zdążyć nim Młodsza zajarzy i podłapie od siostry, że ma matkę mięczaka...


Co dwie głowy to nie jedna

Podobno najlepszą rzeczą jaką rodzic może podarować swojemu dziecku jest rodzeństwo. I chyba się z tym zgadzam. Piszę chyba, bo sama mam dużo młodszego brata, z którym (póki co) szczególnej więzi nie czuje, choć pewnie dlatego, że ma dopiero 16 lat i gdyby mógł wymieniłby mnie na nowy procesor do komputera plus paczkę chipsów. I jakąś colę do tego. W ogóle to obawiam się, że tym wszystkim "gimbusom" w drodze ewolucji myszka komputerowa przyrośnie na stałe do dłoni. Ale nie o tym. Mimo, że my z moim bratem nie jesteśmy przykładem silnej więzi rodzinnej, to jednak rodzeństwo to fajna rzecz. I chyba tak naprawdę różnica wieku czy płeć nie ma większego znaczenia, to wszystko kwestia dobrania charakterów. Muszę jednak przyznać, że bardzo ucieszył mnie fakt, że Starsza będzie miała siostrę- siostrzane więzi, które obserwowałam do tej pory, wydawały mi się szczególnie mocne i wyjątkowe. Wiele sióstr, które znam, są najlepszymi przyjaciółkami, czasem od zawsze, a czasem ta przyjaźń wyklarowała się w dorosłym życiu. Ale jest! I liczę, że moje dziewczyny też będą się nie tylko kochać ale i przyjaźnić. Na pewno będą się tłuc. Zawsze z niedowierzaniem i przerażeniem przyglądałam się walkom różnych siostrzyczek i nie mogłam ogarnąć jak można się tak napieprzać a za chwilę tak kochać. Naprawdę urocze. Cieszę się, że póki co, moje się tylko kochają. Czasem co prawda Starsza kocha za mocno, ale dają radę. Muszę przyznać, że (odpukać) dumna z nich jestem, że  się dogadują, o ile można tak powiedzieć o relacji między dwulatkiem a półroczniakiem... Chodzi mi o to, że Starsza nie robi jej krzywdy, a jeśli się zdarzy, to nigdy nie z premedytacją. Zresztą Młodsza wszystko dzielnie znosi i rzadko kiedy się uskarża. Nawet jak została za nogi ściągnięta z bujaka nie pisnęła ani słówka. Poza tym co by miała na Starszą skarżyć jak wpatrzona w nią jak w obrazek. A Starsza szczęśliwa, bo ma się przed kim popisywać jak matka nie ma czasu patrzeć. Także Starsza szaleje, a Młoda pieje z zachwytu. I choć może za wcześnie by takie teorie wysnuwać, to myślę, że dobrze się te moje dziewczyny zgrały, Starsza jest jawną dominatorką, głośną i  charakterną, a Młoda spokojna, skora do posłuszeństwa i zapatrzona w swoją siostrę bardziej niż w matkę. W końcu ja tak śmiesznie nie biegam po mieszkaniu piszcząc w niebogłosy. Boziu, oby im ta miłość została. Oby się rzadko tłukły. I nie mocno. Przyznam się, że czekam na jeszcze jeden bonus wynikający z posiadania siostrzyczek. Będą mi pomagać w kuchni i sprzątaniu. Daj Bóg!









Matki e-wariatki

Przeglądam sobie czasem tego facebooka i się za głowę łapię. Drogie matki, z przykrością stwierdzam, że zdecydowanie mamy nasrane we łbach. Oczywiście, odbija nam na punkcie własnych dzieci. A dlaczego mowa o facebooku? A, bo tak przeglądam strony producentów pieluch, słoiczków i innych takich i nie mogę wyjść z podziwu, jak nami łatwo sterować. Otóż, ów producenci i inne firmy dla których targetem są młode mamy, wrzucają codziennie srylion zdjęć słodkich maluszków okraszając je dennymi pytaniami, na które ześwirowane matki oczywiście odpowiadają. Mogę jeszcze zrozumieć pytania typu: Jesteś za cesarką, czy porodem naturalnym? Co myślisz o przekłuwaniu uszu niemowlęciu? Czy wolisz obiadki w słoiczkach, czy sama gotujesz? Choć tak naprawdę to bez znaczenia, to jednak są to pytania sporne, i każdy ma prawo do własnego zdania, a wiadomo, mamuśki muszą się tym swoim zdaniem koniecznie podzielić. Ale, ale, gdyby tylko takie dyskusje pojawiały się na fanpage'ach dla mam to bym to przeżyła i posta na ten temat by nie było. Niestety coraz częściej moim oczom ukazują się pytanka takie jak: Pochwalcie się jak na imię ma Wasz maluszek? Jaki kolor oczek ma Wasz skarbek? O której kładzie się spać Wasz bobasek? Noż kurwa. A kogo to tak naprawdę interesuje? Po cholerę te pytania, jak i tak to nikogo nie obchodzi? Jedynie na czym zależy producentom, firmom itp, to jak najwięcej "lajków" i komentarzy. A Wy drogie mamy, łykacie to jak młode pelikany i odpowiadacie na te zgadywanki. Tego przecież nawet nikt nie czyta, ani twórcy tych mądrych hasełek, ani inne matki, bo każda chce chwalić się swoim dzieciakiem. Niedługo, jak wyczerpie się limit pytań o imiona, płeć, kolor włosków i ilość przespanych godzin maluszka, zaczną pytać o ilość i kolor kup naszych pociech. I znajdą się takie co chętnie się tym podzielą z resztą świata. No dobra, sama taka mądra, a też się kilka razy dałam wciągnąć w te pytania. Kiedyś sądziłam, że to debile prowadzą te strony, a teraz zdaje mi się, że Ci ludzie doskonale wiedzą jak bardzo młode matki pragną się pochwalić swoim maleństwem, tym jak ma na imię i co potrafi robić. Takie już jesteśmy, gdy ktoś pyta nas o nasze dzieci, to nie potrafimy przestać mówić. Zresztą, większość rozmów jakie teraz prowadzę z koleżankami to te dotyczące dzieci. A już w szczególności gdy ów koleżanki same są matkami.  To silniejsze od nas. Instykt bierze górę, również nad rozumem. I czy nam się podoba czy nie, nasze dzieci przejmują kontrolę nad naszym życiem, pochłaniają cały nasz świat. Również ten wirtualny. Kiedyś miałyśmy profile na facebooku, dziś w większości na naszych zdjęciach widnieją nasze dzieci.