Tata!

Znajoma, która czytuje mojego bloga prosiła żebym napisała coś o facetach. Najlepiej oczywiście o ich nieróbstwie, nieobecności i tym wszystkim, co nas kobiety, doprowadza do szału. No niby mogłabym troszkę popsioczyć na Tatochistę, w końcu wpienia mnie czasem jak nikt inny, ale z drugiej strony naprawdę daje z siebie dużo, pomaga jak umie i niejednokrotnie jest tak, że to ja się bardziej lenię niż on. No ale wiadomo, ja mam prawo, w końcu jak on ma dzień wolny, to ja się czuję jakby to był mój dzień wolny. Więc odpoczywam i wydaję polecenia. Które niestety, nie zawsze są zrozumiane lub wykonane. Ale jak już mówiłam narzekać na Tatochistę nie zamierzam. Co prawda, pojęcie o sprzątaniu to On ma żadne. On twierdzi, że coś jest czyste, a ja wiem, że można zrobić to lepiej. Bo przecież odkurzyć trzeba też na przykład pod dywanem, nieprawdaż? No, ale się już nie czepiam. Albo jedzenie... Też mi się czasem nie chce gotować (Chwała Bogu, ktoś wymyślił zamrażarki!), no ale jeśli jedzenie wymaga tylko podgrzania to przecież chyba można dać Starszej tę cholerną zupę, a nie tylko karmić jogurtem, bo nie mówiła, że jest głodna! Ale tak poza tym, to naprawdę nie narzekam. Tylko czasem jak siedzę w wannie i słyszę: "Córciu, nie chodź siostrze po głowie", to trochę mam obawy czy aby na pewno dobrze robię, że zostawiam je z ojcem. Równie dobrze mogłyby zostawać same w domu. Zwłaszcza, że się Tatochiście zdarza zapomnieć o przewijaniu. On chyba wyznaje zasadę, że zmienia się pieluchę wtedy kiedy sam już nie może znieść smrodu. Ale przecież, absolutnie, nie narzekam. No i zabawy. Zabawy z Tatą to zawsze skok ciśnienia i sranie ze strachu. Moje rzecz jasna. Bo dziewczyny uwielbiają te wszystkie podrzuty, podskoki, obroty... Młodsza oczywiście ma wersję light. A ja dostaję ciarek jak na to patrzę. Dlatego już wolę nie patrzeć. Teraz króluje nowy podrzut. Nazwali go "Młot Thora". Starsza szarpie ojca za nogę, krzycząc "Jeście Toja, jeście Toja!". A znerwicowanej matce flaki się przewracają. Ale przecież nie będę narzekać... A tak całkiem poważnie, to wiem, że Tatochista kocha je nad życie i skoczyłby za nimi w ogień. Nie jest idealny, ale tak szczerze powiedziawszy, to sądzę, że jest lepszym ojcem niż ja matką. Bo mimo swoich przywar, mimo tego, że jest zapominalski, czasem najpierw robi, a potem myśli, nie pojmuje niektórych rzeczy dotyczących dzieci, to ma dużo więcej cierpliwości niż ja. A do tego jest naprawdę wyrozumiały znosząc moją permanentną frustrację. Ba! On koi moje nerwy. A przynajmniej próbuje. Poza tym wytrzymuje z trzema babami w domu. Trzema głośnymi babami. To chyba jest już jakiś wyczyn, co nie?


2 komentarze:

siosiek pisze...

Mamochistko jak Ty masz mało cierpliwości to tak jakbyś mnie nie widziała w nagłej furii :P mój mąż też dysponuje większymi pokładami tej niezwykłej mocy aczkolwiek jak zdarza mu sie być w domu chociaż ze 2 dni pod rząd to woli grzebać w garażu niż siedzieć z dziewuchami...

Mamochistka pisze...

Mój nie ma garażu ;)