Złośliwość rzeczy martwych... i dzieci

Czy to ja mam tylko takiego cholernego pecha, czy wszyscy? Albo wszystkie matki? Albo wszystkie matki siedzące w domach i złoszczące się na własne i domowe nieogarnięcie? Mam wrażenie, że wszystko, nieustająco sprzysięga się przeciwko mnie. Otwieram lodówkę, a z niej wypada miska ryżu, który postanawia zasypać całą kuchnię. Udaje śnieg, do jasnej cholery, czy co? Biorę ze stołu butelkę keczupu, a ona sprytnie wyślizguje mi się z moich zgrabnych rączek i tak uderza o podłogę, że przy okazji pęka... Żałuję, że nie pstryknęłam foty, wnętrze wyglądało jakbym kogoś tasakiem ubiła. Podnoszę worek ze śmieciami, a one nagle zapragnęły z niego wyjść, przedziurawiając dno i wysypując się rozkosznie w przedpokoju. Nie, nie. To wszystko nie spotkało mnie dzisiaj. Ale w przeciągu miesiąca. Tylko, że takich sytuacji zdarza się znacznie więcej. Do tego mam w domu dwa potworki, które dość często wykazują się złośliwością, której podobno (tak słyszałam a trudno mi w to wierzyć!), jeszcze nie znają.  To dlaczego moje dziecko regularnie rozlewa lepiące się soki na czystą podłogę? Albo wlepia makaron we włochaty dywan? Czemu Młodsza zawsze zaczyna stękać, kwilić, gugać, gdy Starsza idzie na drzemkę i nie może przez to zasnąć, tudzież przez nią się budzi? Albo czemu budzą się jednocześnie w nocy i to wtedy gdy nie ma Tatochisty, a ja muszę dwoić się i troić by jednocześnie je ululać? Czemu są grzeczne i ciche w gościach, a gdy zostają same ze mną pokazują pazurki? Dlaczego Młodsza zawsze zasrywa świeżo założoną pieluchę? A Starsza brudzi na amen, dopiero co założoną, nowiutką bluzeczkę? No i do tego dochodzi zawieszający się komputer w momencie, kiedy Starsza krzykiem oznajmia, że już, teraz, natychmiast ma być bajka! Albo psująca się  i wylewająca zmywarka, kiedy mam stertę brudnych naczyń i zero czasu na mycie ręczne. Ocipieć można. Żeby tego było mało, milion razy zdarza mi się mieć plany, rozmyślać o czymś, a później z jakiegoś idiotycznego powodu moje plany biorą w łeb. To jak to jest? Lepiej nie planować? Podobno należy myśleć o tym czego się chce, żeby to nastąpiło? To kto mi tu robi na złość ja się pytam? A może jest tak jak mówi Tatochista... Niepotrzebnie się denerwuję drobiazgami, psując sobie na własne życzenie humor, a przy okazji wszystkim dookoła. Jedna negatywna sytuacja nakręca drugą i tak w nieskończoność. Znaczy się, że chyba nie wolno mi mówić, że mam pecha. Mam SZCZĘŚCIE. I brak wpływu na niektóre rzeczy. Skoro nastąpiły, to już nic nie poradzę, mogę jedynie zrobić porządek ze skutkami jakie przyniosły. I z  uśmiechem na twarzy wygrzebywać makaron z dywanu, przy akompaniamencie wrzasków moich cudownych, niezłośliwych dzieciaczków.

Brak komentarzy: