Bunt, bunt, bunt!

Mamy to. Bunt dwulatka. Ciężki okres dla każdego rodzica. A zwłaszcza rodzica, który siedzi z tym zbuntowanym aniołkiem w domu. Czyli dla mnie. Nie wiem skąd się bierze u takiego małego srajtka ta wyjątkowa umiejętność doprowadzania do szewskiej pasji rodzonej matki. Patrzy to to na mnie, i mimo wyraźnego zakazu dalej rozrabia z uśmiechem na twarzy. No i te histerie... Ryk, krzyk, pisk jakby ze skóry obrzynali. A ja tylko zabroniłam wylewania soku na dywan...  Dobrze, że sąsiedzi mają dzieciaki to trochę bardziej wyrozumiali, inaczej mogliby zadzwonić po opiekę społeczną. Ja na ich miejscu pewnie bym dzwoniła. Czasem to się zastanawiam czy to oby na pewno bunt a nie po prostu wredny charakter. Złośliwa ta moja starsza jest okrutnie. Jak się okaże, że ona tak już ma to jak Boga kocham zwariuję. Jedyne co trzyma mnie jeszcze przy w miarę normalnym życiu to myśl, że to się niebawem skończy. Powiedzcie mi drogie Mamy, co później? Bunt trzylatka, czterolatka i tak do dwudziestki?  Wracając do mojego wrzeszczącego bachorka to przyznam, że aż mi się czasami nóż w kieszeni otwiera. Zwłaszcza przy wyżej wspomnianych krzykach. Ile to można z siebie decybeli wypuścić... A najfajniej jak dochodzi walenie głową o podłogę albo inne twarde powierzchnie. Najlepiej to nie przerywając krzyku.  Jeszcze, żeby to się kiedyś męczyło. Nawet podczas jedzenia nie ma spokoju, bo to co smakowało dzień wcześniej i się zjadalo z trzesącymi uszami teraz jest gówniane i niesmaczne. Więc znów krzyk. Chryste. Do tego jeszcze dochodzi wyrzucanie z szaf i komód wszystkich ubrań oraz malowanie ścian, podłóg, mebli i okien. Acha, zapomniałabym o krzyku. Ale patrzcie no, czytam sobie właśnie, że to klasyczne przykłady zachowań prawidłowo rozwijającego się dwulatka. Nic, tylko się cieszyć, że mam zdrowe dziecko! Tylko zupełnie nie wiadomo dlaczego matkę ma jakąś taką znerwicowaną...


2 komentarze:

Kuchnia po mojemu pisze...

Ach te dwulatki... u mnie odliczanie do tych magicznych urodzin i modły by kryzys był lightowy. Tyle się o nim nasłuchałam.... i chwilami mam wrażenie, że to JUŻ. Aktualnie mamy syndrom dziecka przeziębionego. Cierrrpliwości kochane mamuśki, tak? ;)

Mamochistka pisze...

Szkoda, że tej cierpliwości nie można kupić w sklepie. Zrobiłabym spory zapas!