Na początku był Chaos...

To co moje starsze dziecko robi z domu można określić jednym słowem: pierdolnik. Bałagan, nieporządek to zdecydowanie zbyt łagodne sformułowania opisujące ten wszechobecny syf. Co najbardziej zaskakujące to czas i prędkość z jakim ów pierdolnik się tworzy. Zastraszające tempo. Ledwo matka zdąży pozbierać walające się po całym mieszkaniu zabawki, już córunia wysypuje kufer klocków na środek pokoju ( na ogół nie swojego, bo co to za frajda bawić się samej u siebie), zamaszyście je rozrzucając tworząc kolorową pierdolnikową mozaikę. Ewentualnie wciera we wszystkie meble jedzenie, kremik lub inne płynne substancje, oczywiście robiąc to zaraz po wytarciu wszystkich kurzy przez któreś z rodziców. Sama się zastanawiam co ja taka porządnicka się zrobiłam, zawsze słynęłam z bałaganiarstwa, a teraz sama w tym syfie się męczę... Mam za swoje, było mi trzeba sprzątać pokój jak mama kazała. Ale fakt faktem, to chyba każdemu dorosłemu taki sajgon zamiast domu skutecznie zepsułby humor. Bo najgorsze to właśnie to, że sprzątanie zamienia się w syzyfową robotę. Można to robić do usranej śmierci, a efekt porządku trwa tylko jakieś pięć, w porywach do piętnastu minut. Oczywiście, winą jest też niewielki metraż w jakim Starsza może spełniać swoje bałaganiarskie zapędy, im więcej miejsca tym większe pole do popisu i robienia syfu. Choć z drugiej strony, jak dwa tygodnie temu byłyśmy z dziewczynami  w odwiedzinach u dziadostwa, to Bacia się użalała ze ledwo dom zdążyła do ładu doprowadzić, jak znów wpadłyśmy w odwiedziny. Jakbym tak miała dwa tygodnie sprzątać po wyczynach mojej córki, to chyba bym się poddała i zaroślibyśmy brudem. Perfekcyjna Pani domu na pewno nie byłaby zadowolona. Zastanawia mnie od kiedy dziecko zaczyna pojmować, że należy po sobie sprzątać, bo mi się zdaje, że Starsza to ma po prostu fun, że ona wywala a ja sprzątam. Chyba sądzi, że ja też się świetnie bawię. Otóż nie. Wcale mnie sprzątanie nie cieszy, bo nie lubię sprzątać, choć już sam efekt bardzo mnie rajcuje. Ale jak już wspomniałam, nie nacieszę się zbyt długo. Ostatnio, co składam na karby buntu dwulatka, Starsza regularnie wywala ubrania ze swojej szafy. Blokady nie działają, bo już jedną urwała, teraz stosuję supermocne uwiązanie uchwytów gumką, ale czasem w pośpiechu, o ja nieszczęsna, zapomnę założyć z powrotem owego systemu zamykania, co Starsza nie omieszka wykorzystać. Ale ma to swoje plusy - robię regularnie przegląd jej odzieży, i żaden ciuch nie umknie mojej uwadze, co się kiedyś zdarzało. Dziecko wyrastało z ubranek, których nie zdążyło ani razu założyć, bo leżały gdzieś na dnie szafy. Teraz czekam na moment, który zbliża się nieubłaganie, kiedy to Młodsza dołączy do Starszej i obie będą psuć matce zdrowie, demolując chałupę. Choć może Starsza, do tego czasu nauczy się sztuki sprzątania? Jak poszła w matkę, to mam wątpliwości...





Brak komentarzy: